2/28/2014

Zlinczujcie mnie

Cześć moje kochane. Ostatnio wydarzyło się DUŻO i w związku z tymi wydarzeniami zjebałam WSZYSTKIE moje postanowienia, które napisałam w poprzedniej notce. Nawet kilka dni udało mi się coś ze sobą robić, ale jednak w zaistniałej sytuacji dieta nie była na pierwszym miejscu, ale to mnie nie usprawiedliwia. Wiem jedno - nigdy nie poddam się i będę chuda, będę ważyła tyle, ile sobie wymarzyłam.

Dziś 1 dzień. Średni. Mogłoby być lepiej, ale okropnie źle się czuję i nie wiem już, co robię. Nie przekroczyłam 1000 kcal. 8h w szkole a potem 3h na mieście.

Plan na jutro? Poćwiczyć cokolwiek i nie przekroczyć 1000 kcal. Muszę się ogarnąć, a potem zaczynam HSGD, tak najlepiej od poniedziałku.

Nie chcę, żeby to wyglądało dla was, że tylko obiecuję i nic nie robię, bo to jest moim zdaniem żałosne. Po prostu czasem życie daje po dupie. Chciałabym nie mieć cholernych zaburzeń odżywiania i nie rzucać się na jedzenie, kiedy tylko wydarzy się coś nie po mojej myśli lub coś złego. To nie to, że ja nie mogę bez niego żyć, nie. Ja jestem albo uzależniona, albo uważam, że jedzenie mi pomoże załagodzić ból, którego mi nie brakowało. No ale nic mnie nie tłumaczy. Z każdym dniem próbuję walczyć z tą "chorobą", nie poddam się. Nie dość, że wygram, to schudnę.
Teraz ciężki okres w moim życiu, ale myślę, że bywały cięższe i wiem, że będzie już tylko lepiej, a najcudowniej w połowie maja lub nawet pod koniec.
Nigdy się nie poddam.
Walkę czas zacząć.
Jeśli kogoś zażenowałam moimi "postępami", a raczej ich brakiem, to przepraszam, że jestem taka chujowa, ale przynajmniej potrafię się przyznać to porażki i obiecać, że się poprawię.

Dziś okropnie bolała mnie głowa (w sumie boli nadal), nie wiem, co to za epidemia, ale ja jestem chora i wiele osób w moim otoczeniu. Ech, mam nadzieję, że ból gardła i głowy przejdzie jutro...

Kończę, bo się rozpisałam, właściwie o niczym, i tak kto to by chciał czytać :D 
Odezwę się, jak COKOLWIEK spadnie na wadze.
Trzymajcie się kochane <3

6 komentarzy:

  1. ja chciałam to przeczytać!;p
    ważme ze mimo wsytsko walczysz, damy radę!;*

    OdpowiedzUsuń
  2. TRZYMAJ SIĘ! wszystkie będziemy takie chude jakie sobie tylko wymarzyłyśmy! pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak mam z emocjonalnym jedzeniem. Brak mi siły woli, kiedy coś we mnie psychologicznie uderzy - kiedy poczuję się w jakiś sposób oszukana, zdradzona, albo nawet czasem ze zdenerwowania... Doskonale Cię rozumiem. I właśnie rozsądne jest to, żeby od razu nie planować sobie niskich bilansów przy tego typu wahaniach. Tylko stopniowo, racjonalnie obniżać progi. Stay Strong! Mimo przeciwności <3

    http://samokontrola-red-queen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. wszystkiego najchudszego kochana! przede wszystkim spełnienia marzeń, tych małych i tych dużych. waga nie jest najważniejsza - to TY jesteś na pierwszym miejscu. nie pozwól sobie nigdy wmówić, że bez krytycznie niskiego BMI nie jesteś wartościowa. bo jesteś. i to bardzo!
    wszystkiego najlepszego :*

    ~ carrie

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, jestem osobą, którą ciekawi tematyka poruszona przez Ciebie na blogu. Chcąc być szczera powiem od razu, że zbieram opinie na temat pro-any wśród osób, które są w nią zaangażowane, dlatego kieruję do Ciebie prośbę o udzielenie mi odpowiedzi na kilka prostych pytań. Oczywiście gwarantuję pełną dyskrecję, co do adresu bloga, pseudonimu czy formy kontaktu z Tobą (numeru gg, e-maila itp.) bo nie to stanowi sedna sprawy. Tak jak powiedziałam, zależy mi na opinii, dlatego nie mam zamiaru ani Cię oceniać ani krytykować, bo nie mam do tego żadnego prawa. Po prostu jestem ciekawa i nie oszukujmy się Twoja dobra chęć byłaby dla mnie bardzo pomocna. Dlatego jeśli masz ochotę na chwilę luźnej konwersacji, proszę daj znać na gg nr to 50338443. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. http://withorwithouther.blogspot.com/ wróciłam do blogowania, więc staram się na nowo nawiązać z Wami kontakt, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń