Jeden tydzień szkoły = jestem wyczerpana i nie mam na nic ochoty. Mam wstręt do ludzi, najchętniej przebywałabym albo sama albo z tymi najbliższymi, reszta mogłaby nie istnieć. Dzisiaj mam paskudny nastrój,
Przyśnił mi się cmentarz. Szukałam grobu, nie wiem kogo, chyba wujka. Potem okazało się, że on jednak żyje, a potem, że jednak nie. Nagle pojawili się rodzice, mój pies na smyczy, którego ja trzymałam. Nagle znikłam, byłam duchem, nikt mnie nie widział, tylko widzieli psa. Było ponuro i szaro, rodzice tylko stali i patrzyli na jakiś nagrobek.
Nie wiem czy to ja mam coś z głową, czy coś się ma stać. Jestem pewna, że 50% mojego nastroju jest dziś zależne od tego snu i przez to może równiez, że przeczytałam interpetacje snu na jakimś głupim senniku internetowym. Z reguły nie wierzę w takie rzeczy, bo jedynymi osobami, które mogą zmienić swoje życie i mają wpływ na wydarzenia w nim jesteśmy my, ale jednak zaczęłam się czegoś bać i mało co mnie dziś cieszy.
Ponad to denerwują mnie osoby w szkole, po raz kolejny się przekonuję, że wybrałam złą szkołę i zły profil, klasy też nie mam najwspanialszej.. nie mam w niej żadnej bratniej duszy. Myślałam, że gdy pójdę do liceum, znajdę przyjaciółkę. Myliłam się. Mam dobre koleżanki, ale nie mogę i tak czy siak powiedzieć im wszystkiego, interesujemy się zupełnie czym innym, czasem brakuje nam tematów, często się też nie zgadzamy, mamy inne poglądy. Cóż, niby to nie moja wina, może po prostu mam pecha? Ale tak przez całe życie?
Wczoraj wieczorem poczułam się od dawnego czasu szczęśliwa, pełna energii do działania. To uczucie minęło. Jest jak zawsze, albo i jeszcze gorzej. Smutno mi, czuję się bezradna. Brak zapału do spełniania marzeń, brak zapału do czegokolwiek. Co mam robić? Coś czuję, że na to nie ma lekarstwa.
Jedyne co mnie jeszcze trzyma przy życiu to muzyka, aktualnie piosenka Coldplay - Politik. Piękna.
A jeśli chodzi o dietę, wczoraj mój brat miał urodziny, musiałam zjeść ciasto, wiecie same, taka okazja jest raz na rok. Czułam się po tym fatalnie, już nie dlatego, że wyrzuty sumienia, tylko mój żołądek wysiada. Czuję to. W ogóle czuję się jak kupa gówna. Tylko potrafię żreć, a potem biadolić, jaka ja to jestem słaba i beznadziejna. Widocznie perfekcja nie jest stworzona dla wszystkich.
Dziś póki co zjadłam 2 jajka na śniadanie, 2 małe ciasteczka w szkole (koleżanka częstowała.. ech), sałatkę z fetą i trochę śliwek. Czuję się zapchana, pełna, jak świnia. Nie wiem czy to dużo czy nie, starałam się kurwa, jak zawsze. Wyrzygałabym to najchętniej, ale z odrobiną rozsądku, który mi jeszcze pozostał, powiem sobie "nie". Nie wolno mi, z powodu diety i z innego jeszcze powodu, który teraz w tej notce nie jest tak bardzo istotny, by o nim mówić publicznie.
Chciałabym się poczuć wolna, choć odrobinę,
tak jak latem,
nie być zależna od nikogo,
być szczęśliwa,
dążyć do celu,
choćby po trupach.
Mam nadzieję, że u was jest lepiej, że radzicie sobie z dietą.
Odwiedzę was w wolnym czasie.
Słoneczko, musisz zobaczyć pozytywne strony życia- bez tego sie nie ruszysz. Uśmiechnij się! Nie wmawiaj sobie bredni- perfekcja jest stworzona dla każdego- dla Ciebie również! Pokaż wszystkim jaka jesteś silna! Pokaż nam, ze potrafisz. Zjadłaś dzisiaj malutko- na poważnie. Powiedziałabym nawet, że za mało. Co do snu, takimi głupotami się nie przejmuj. To tylko sen, nic poza tym. A co do klasy.. minał dopiero tydzień. Nie oczekuj zbyt wiele, nikt sie jeszcze nie otworzył. Poczekaj trochę.. Trzymaj się Kochana! Wierzę w Ciebie! :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że poukładasz i przemyślisz sobie wszystko
OdpowiedzUsuńPozytywne nastawienie pamiętaj!;)
Buziaki:***