Nie wiem, dlaczego się tak dzieje, że raz jest dobrze, po chwili znów źle, potem znów dobrze i tak w kółko. Nie chcę wiedzieć, ile przytyłam. Wiem, że boję się wszystkiego, brzydzę się ludźmi, wszystkim. Co się stało z tamtą Joss, która była rok temu i wcześniej? Gdzie jestem JA? Kiedyś cieszyłam się życiem, teraz rozpamiętuję to, co było, wiecznie narzekam, choć wiem, że powinnam doceniać to, co mam. Ale to nie jest proste, wcale. W domu jak zawsze - nie najlepiej. W szkole? Nienawidzę tej szkoły i nie trawię tych ludzi, z którymi muszę tam przebywać. I to chyba właśnie to zjawisko spowodowało, że się zatraciłam.
Jedyna moja nadzieja w tym, że za niecałe 2 tygodnie wolne, odpocznę choć trochę, później nowy rok i ferie.
Jak zawsze zaczną się postanowienia, których nikt nigdy nie spełnia, niektórzy nawet nie próbują.
Ile z was postanowiło sobie, że schudnie w tym roku? Że będzie kochać swoje ciało? Że w końcu będzie się sobie podobać? Założę się, że każda z was (włącznie ze mną) postanowiła to sobie. Dziewczyny, mamy jeszcze czas. Wiem, to niewiele, ale jeśli się czegoś pragnie, należy po to sięgać. Droga nie jest prosta, jest wręcz wyboista, trudna do przejścia, ale dla chcącego nic trudnego.
Wierzę, że chociaż uda mi się zrzucić do 31 grudnia 3 kilo i nie czuć się jak wieloryb. Osiągnąć swój I cel, jaki jest ważyć 55 kg. Zawsze gdy przekraczam tą "magiczną" granicę 55 kg, czuję się chudziej, czuję, że zaczynają mi wystawać kości. Jest to dla mnie granica, po której przekroczeniu jestem tak blisko celu, że nikt sobie tego nie może wyobrazić. Ale tutaj zaczynają się schody, ponieważ zawsze wszystko spierdolę;) właśnie w tym momencie. W tym roku, przed Wielkanocą, a dokładnie dzień przed zważyłam się. Ważyłam zgadnijcie ile? 55 kg! Czułam się wspaniale, ale następnego dnia wszystko poszło się jebać - święta... :) W Boże Narodzenie mam zamiar się kontrolować, jeść, ale z umiarem i żeby się nie przejeść. Zawsze jak zjem za dużo, stoi obok mój kochany rower stacjonarny, kurwa nawet jak będzie trzeba będę jechać godzinę albo i 2, żeby spalić to całe żarcie ;) Szczególnie, że stoi w tym samym pomieszczeniu, w którym siedzimy przy stole, jest telewizor więc tragedii nie ma :D
Nie wiem jak ocenię swoją notkę, pesymistyczno-optymistyczna? ;) Wczoraj tradycyjnie spierdoliłam u kolegi, nie ma to jak smażyć ser na patelni, ale dzisiaj trochę ogarnęłam dupę, nie jest zajebiście, ale doprowadzam się do ładu.
Znów zaczyna się jebany tydzień, jutro sprawdzian z geografii, a mi się nic nie chce. Ogarnę wasze notki i was poodwiedzam w wolnym czasie, może w czwartek lub piątek :)
Mam nadzieję, że wam idzie lepiej niż mi!
Wiem dobrze, jak się czujesz. Każda z nas ma złe chwile, często zaprzepaszczamy to,co osiągnęłyśmy. Ja miałam tak mnóstwo razy, po czym miałam ochotę przywalić sobie w twarz i patrzeć jak puchnie. Dosłownie.
OdpowiedzUsuńNowy rok i nowe postanowienia. Wśród nich także to, o którym napisałaś. Wspaniałe ciało i akceptacja samej siebie.
Ja jednak zacznę od wiosny, bo zima nie jest moim sprzymierzeńcem. I nawet jeśli bardzo bym chciała (bo chcę) to i tak nie schudnę. Mróz i śnieg, ciągłe zimno... Buleby utrzymywać na razie wagę.
Życzę Ci powodzenia i wierzę, że się uda! :)
Na pewno uda ci się schudnąć te 3kg! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńCałuję:***
widzę, że nie tylko ja uważam liceum za najgorszy wybór w życiu...ale głowa do góry maleńka, nie pozwól żeby Ci ludzie swoim zachowaniem utuczyli Cię! Pokażesz im wszystkim jak będziesz ważyć 49 kg! A te 3 kg schudniesz raz dwa, zobaczysz :*
OdpowiedzUsuńpewnie masz taki zapieprz jak ja, ale mam nadzieję że wkrótce znajdziemy chwilę by pogadać na gg ;*
ściskam :3